środa, 27 listopada 2013

Kometa stulecia blisko Ziemi!

W stronę Słońca szybko zmierza odkryta przed rokiem kometa ISON, okrzyknięta kometą stulecia. Już teraz jest tak blisko Ziemi, że można ją zobaczyć gołym okiem, na razie tuż przed wschodem Słońca, nad wschodnim niebem.

Astronomowie i miłośnicy obserwacji kosmosu mają nadzieję, że to dopiero początek - liczą na to, że kometa będzie zapewniać coraz bardziej spektakularne widoki w ciągu najbliższych paru tygodni. - 28 grudnia ISON przeleci najbliżej Słońca, około 1,5 mln kilometrów od gwiazdy, i wtedy jej jasność może być tak wielka, że poruszający się na niebie świetlny obiekt z warkoczem może być widoczny nawet w dzień - opowiadał kilka dni temu w rozmowie z „Newsweekiem” astronom Jerzy Rafalski z Planetarium im. W. Dziewulskiego w Toruniu.

Niestety, ta bliskość Słońca wydaje się być dla ISON destrukcyjna. - Kometa, która jest wielką kulą zbitego lodu i śniegu, może rozgrzać się tak mocno, że doprowadzi to do jej rozpadnięcia - tłumaczy Jerzy Rafalski. Niepotwierdzone jeszcze informacje mówią o powolnej defragmentacji komety. Jak donosi portal astronomiczny Tylkoastronomia.pl, zaobserwowano nagłe zmiany w emisji gazów z jądra komety, co zdaniem astronomów może świadczyć o rozpadnięciu się obiektu. Na razie nie można tego potwierdzić, bo kometa znajduje się bardzo blisko słońca, co znacznie utrudnia obserwacje z Ziemi.

Jeżeli kometa ocaleje, zacznie być znowu dobrze widoczna za parę dni, a około 6 grudnia, na Mikołaja, możemy spodziewać się kolejnego kosmicznego show. - Kometa zacznie być widoczna wieczorem, tuż po zachodzie Słońca. - Wtedy będzie jeszcze jasna, a obok niej będzie można zobaczyć pięknie świecącą Wenus oraz cieniutki sierp Księżyca - mówi astronom.

Trzymajmy więc kciuki, aby tego pięknego, kosmicznego spektaklu nie przesłoniły nam chmury i przede wszystkim aby kometa ocalała i jeszcze przez jakiś czas pozostała na niebie, przypominając nam o swojej słynnej poprzedniczce - Gwieździe Betlejemskiej, która ponad dwa tysiące lat temu w podobnym czasie pojawiła się na niebie.




Źródło: nauka.newsweek.onet

poniedziałek, 25 listopada 2013

Znaki końca świata

Koniec świata od zawsze przerażał ludzi. Od wieków kolejni prorocy wyznaczali "pewne" terminy wielkiego kataklizmu. Żaden z nich się nie sprawdził, jednak budził lęk, a czasem i panikę. Czy rzeczywiście możliwe jest wyznaczenie dokładnej daty końca świata? Czy będzie to długotrwały proces czy raczej nagła katastrofa? Tego nie wiemy, ale tak w samej Biblii, jak i w innych starożytnych pismach doszukać się możemy zapowiedzi Dni Ostatnich. Po czym poznać, że koniec świata jest już blisko? Możemy posłuchać naukowców, którzy mówią o wypalaniu się Słońca czy zderzeniu z wielką asteroidą. Możemy też poszukać innych znaków zwiastujących koniec.


Trzęsienia ziemi, huragany, tsunami
Katastrofy, które pustoszą ziemię i oceany pochłaniające ląd. Zapanują susze, potem powodzie, gradobicia, wielkie pożary. Takie wydarzenia zapowiadają już proroctwa królowej Saby, zwanej Sybillą. Mimo tak oczywistych i wielkich nieszczęść ludzie nie wyciągną z nich wniosków. Nie zmienią swojego postępowania, nadal panować będzie chciwość, zazdrość i złość. Wizje te pokrywają się częściowo z tym, co przeczytać możemy w Apokalipsie. Takie sytuacje miały miejsce m.in. na Haiti, w Japonii, Tybecie, na Filipinach.



Świetlisty znak na niebie
Według wielu przepowiedni znakiem zapowiadającym koniec świata ma być świetlisty znak na niebie - ko­meta z długim ogonem, widoczna z każdego punkt na Ziemi. Po jej pojawieniu się mamy cztery lata na po­prawienie naszego postępowania. Jednak ludzkość zlekceważy ten znak i na Ziemi nadal panować będzie gwałt i przemoc. Wtedy na niebie pojawią się kolejne oznaki gniewu bożego. Wybuchać będą epidemie nie­znanych chorób, panować będzie głód i bieda.
 W 1986 roku panikę wzbudziła kometa Halleya. Wierzono, że jest ona zapowiadanym znakiem od Boga. Obecnie, w okolicach Bożego Narodzenia na niebie zobaczymy Kometę Stulecia ISON. Będzie ona widoczna gołym okiem nawet w ciągu dnia. Według amerykańskiego kaznodziei Paula Begley’a jej nazwa - ISON - oznacza nic innego, jak „I son” („Ja, syn”) i zwiastuje ona powtórne przyjście Jezusa na świat.



Wielka wojna
Wielu proroków mówiło o tym, że znakiem zbliżającego się końca świata będzie zwiększona ilość wojen do­mowy i konfliktów międzynarodowych. Część z nich toczyć się ma w Europie, która stanie w ogniu. Koniec jednej wojny oznaczać będzie początek kolejnej. Ludzie zajęci konfliktami i walką zaniedbają ziemię i prze­mysł, przez co zapanuje wielka bieda i głód. Walki te mają zakończyć się w Europie wielką suszą. Deszcz nie będzie padał przez bardzo długi czas. Potem zaś obfite opady spowodują powodzie.
 Mówiąc o konfliktach zbrojnych i wojnach domowych nie sposób nie zwrócić uwagi na sytuację w Syrii, Egipcie, Sudanie, Libii, na Mali. Charakteryzują się one wyjątkowym okrucieństwem reżimów wobec swoich rodaków, cywili.



Władza pieniądza
Według Sybilli i innych proroków znakiem zapowiadającym koniec świata jest też zwycięstwo kłamstwa i obłudy. Wszyscy będą oszukiwali i okradali się nawzajem. Pieniądz będzie rządził światem. Nikt nie powie ani słowa prawdy. Nie będzie sprawiedliwości, uczciwe procesy będą fikcją, bo sądy będą opłacone. Więzi międzyludzkie ulegną pogorszeniu. Każdy będzie myślał tylko o sobie, nie będzie dbał nawet o najbliż­szych. Rodziny będą się rozpadały, rodzice będą porzucali dzieci. Panować będzie wszechobecna rozpusta. Ludziom zabraknie szlachetnych, pozytywnych uczuć. Wszystko to doprowadzi do zgładzenia przez Boga trzeciej części ludzkości.



Antychryst
 Zapowiedzią zbliżającego się końca będzie pojawienie się Antychrysta. Narodzić się on ma w Babilonie. W jego imieniu przemawiać będą fałszywi prorocy, którzy pochodzić mają z chrześcijaństwa. Jego celem bę­dzie fałszowanie słowa bożego, przekonanie nas, że Jezus nie był Mesjaszem. Będzie zwodził ludzi, nakła­niał do złego. Przez fałszywe znaki, uzdrowienia i cuda Antychryst chce zastąpić Boga. Szatan chodzić ma w szeregach kardynałów. Przez wieki starano się odkryć tożsamość Antychrysta. Miał nim być Napoleon, Hitler czy Stalin. W kręgu podejrzeń znaleźli się także Osama bin Laden, Mao Tse-tung, Władimir Putin, papież, książę William, Barack Obama. Ciekawostką jest, że mianowany przez Obamę Sekretarz Marynarki Wojennej nazywa się Raymond Mabus – Mabus to według Nostradamusa imię trzeciego Antychrysta.



Wymieranie zwierząt
 Oznaką nadchodzącego końca świata jest też wymieranie zwierząt. Zjawisko to bardzo nasiliło się w ostat­nich latach. Z ziemi znikają kolejne gatunki. Ekolodzy biją na alarm. W wodach znajduje się mnóstwo mar­twych ryb, z nieba spadają ptaki, zdychają ssaki. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby zwierzęta nie ginęły stadami. Gwałtownie maleje też ilość pszczół. Stanowi to wielkie zagrożenie, ponieważ doprowa­dzić może do wyginięcia dużej ilości roślin. W styczniu 2011 roku w miejscowości Beebe w stanie Arkansas z nieba spadło ok. pięciu tysięcy ptaków. Według oficjalnych wyjaśnień ptaki zmarły na skutek obrażeń od sylwestrowych fajerwerków. Podobne masowe śmierci zwierząt miały miejsce także w innych częściach Stanów Zjednoczonych, w Brazylii, we Włoszech, w Wielkiej Brytanii, Szwecji, Tajlandii, Korei czy Australii.



Ostatni papież
Po rezygnacji z funkcji biskupa Rzymu Benedykta XVII zapanował strach. Według wielu przepowiedni ko­lejny papież miał mieć oliwkową skórę. To on miał być "papieżem czasu Apokalipsy". W czasie jego pontyfi­katu nasilić się mają katastrofy naturalne i krwawe wojny domowe. Ludzie zaczną masowo odwracać się od Kościoła. Nastąpić ma jego upadek. Według przepowiedni Malachiasza po Janie Pawle II miało być jesz­cze tylko dwóch papieży. Odpowiada to ilości miejsc na portrety ojców Kościoła w watykańskiej Bazylice św. Pawła za Murami. Wszystko wskazuje na to, że miejsca wystarczy jeszcze tylko na portret Franciszka. Czy to on jest ostatnim papieżem - Petrus Romanus?



Nawrócenie się Izraela
Biblia jako znaki końca świata podaje również nawrócenie się Izraela i głoszenie ewangelii na całym świe­cie. Trudno nam dziś sobie wyobrazić, że wyznawcy judaizmu uznają Jezusa za Mesjasza, jednak według niektórych interpretacji za nawrócenie Izraela uznać można już wybudowanie na jego terytorium świątyń chrześcijańskich.


Źródło: Onet.pl

czwartek, 14 listopada 2013

Kiedy nastąpi koniec świata?

Szkoccy naukowcy stwierdzili, że zagłada świata w jego obecnej formie nastąpi za około miliard lat. Odpowiedzialny za to będzie... niedobór dwutlenku węgla.

Zdaniem badaczy w ciągu miliarda lat na Ziemi dojdzie do zmian, które okażą się zabójcze dla większości organizmów. Jako pierwsze w wyniku zbyt małej ilości dwutlenku węgla w atmosferze zginą rośliny. Następnie taki sam los czeka zwierzęta. Ludzie wyginą zaraz po nich. Wtedy to na Ziemi pozostaną jeszcze mikroby, którym jednak również nie uda się przetrwać. Odkrycie szkockich badaczy podważa sens walki z globalnym ociepleniem - redukcja emisji gazów cieplarnianych może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego.

Teoria dotycząca śmiertelnego dla ludzkości niedoboru dwutlenku węgla nie jest jedyną. Inna głosi, że w ciągu pięciu miliardów lat Ziemia przestanie istnieć przez Słońce - ma ono stopniowo podnosić swoją temperaturę, jego jądro ma się kurczyć, a otoczka rozszerzać. W efekcie po upływie pięciu miliardów lat częściami składowymi Słońca staną się trzy najbliższe mu planety - w tym również Ziemia.

Kolejna apokaliptyczna i całkowicie realna wizja dotyczy Galaktyki Andromedy, która ma uderzyć w Drogę Mleczną za dwa miliardy lat. Galaktykę tę dzieli od nas obecnie 2,4 mln lat świetlnych, jednak odległość ta zmniejsza się o cztery miliardy kilometrów rocznie. Za dwa miliardy lat obie galaktyki zderzą się lub miną w niewielkiej odległości, co również będzie oznaczać koniec obecnego świata - dojdzie wtedy do wielkich zmian grawitacyjnych, a gwiazdy zmienią swoją trajektorię. Galaktyki zaczną krążyć wokół siebie, ostatecznie tworząc jedną, wielką galaktykę, w której tworzenie się życia rozpocznie się na nowo.

Oczywiście na tym lista nieuniknionych katastrof, które dotkną Ziemię wcale się nie kończy. Cały czas mówi się też o przebiegunowaniu Ziemi, wysychaniu oceanów, nadaktywności Słońca oraz po prostu o zabójczym w skutkach zderzeniu z asteroidą. Czy któryś z tych scenariuszów może się spełnić? Zdaniem naukowców na pewno.





Źródło: Onet.pl

sobota, 9 listopada 2013

W NIEDZIELĘ lub PONIEDZIAŁEK Satelita uderzy w Ziemię!

Za kilka dni uderzy w Ziemię jeden z krążących po orbicie ziemskiej europejskich satelitów - donosi "New York Times". Nikt nie jest jednak w stanie dokładnie przewidzieć, kiedy i w jakim miejscu nastąpi jego zniszczenie.

Jak podaje nowojorski dziennik - to może mieć miejsce gdziekolwiek na naszej planecie. Taką opinię wyraża również Dr Rune Floberghagen z Europejskiej Agencji Kosmicznej - kierownik misji satelity określanej skrótem GOCE. Dr Floberghagen uspokaja, że uderzenie w Ziemię nastąpi na niewielkiej powierzchni - jedynie ok 15-20 metrów kwadratowych. Możliwe jest bardzo wstępne określenie daty uderzenia szczątków w ziemię. Przewidywania ekspertów mówią o niedzieli lub poniedziałku.

Za kilka dni o powierzchnię planety rozbije się od 25 do 45 kosmicznych śmieci pozostałych ze spalonego satelity. Największe fragmenty, które dotrą na Ziemię nie ulegając całkowitemu spaleniu, mogą mieć nawet 90 kilogramów. "New York Times" podaje, że w tym roku na Ziemię spadnie ok. 100 ton gruzów z przestrzeni kosmicznej. Nie jest jednak znany żaden przypadek, aby ktokolwiek ucierpiał w wyniku spadającego kosmicznego gruzu - dodaje "NYT".

Satelita, który właśnie zbliża się do Ziemi, pozwala na bardzo dokładne zdjęcia i pomiary grawitacyjne ze względu na orbitowanie na wysokości 225 lub 257 km. To pozwala na uzyskanie pomiarów geologicznych, co jako wyjątkową możliwość podkreśla Dr Floberghagen. Dane pozwalają naukowcom badać poziom pokrywy lodowej na ziemi.

Jak dodaje Dr Floberghagen satelitę powolnie opadającego w kierunku Ziemi, możemy traktować jako swoisty kosmiczny szybowiec. Wraz ze zmniejszającą się odległością od ziemi drastycznie zwiększać się będzie prędkość opadania. Satelita będzie przekazywał dane naukowcom aż do jego ostatecznego zniszczenia.



Źródło: onet.pl

poniedziałek, 4 listopada 2013

FOTO! Co zobaczysz przed śmiercią?


Osoby, które doświadczyły śmierci klinicznej różnie opisują swoje doświadczenia, ale są pewne punkty wspólne. Te same rzeczy widzą osoby ze wszystkich stron świata, wychowane w różny sposób, ateiści, ka­tolicy, hindusi. Co łączy ich relacje? Co każdy z nas może zobaczyć w obliczu śmierci?

W STRONĘ SUFITU
Badaniem przypadków NDE (Near Death Experience - doświadczeń z pogranicza śmierci) zajmował się amerykański psycholog Raymond A. Moody. Wyniki swoich poszukiwań spisał w słynnej książce "Życie po życiu". Zebrane przez niego relacje, choć róznorodne, w wielu miejscach łączyły się ze sobą. Niemal każda osoba mówiła o niesamowitym uczuciu, kiedy nagle odkrywała, że jej ciało leży bez życia, podczas kiedy ona wzbija się w powietrze - do sufitu szpitalnej sali czy wysoko ponad głowy ludzi zbierających się w miejscu wypadku. Czy każdy z nas w chwili śmierci odkryje, że potrafi latać?


ŚWIATEŁKO W TUNELU
Ten element doświadczeń z pogranicza śmierci zna chyba każdy. Po etapie wznoszenia się nad opuszczonym, umierającym ciałem przy­chodzi kolejny - głośny szum lub dzwonienie w uszach, a następnie pojawienie się ciemnego tunelu zakończonego jasnym, przyzywają­cym światłem. Podobno trudno jest się oprzeć chęci, by ruszyć w jego stronę.


ŚWIETLISTA ISTOTA
Zwykle na końcu tunelu, choć czasem tuż po etapie wznoszenia się nad ciałem obok umierającego poja­wia się świetlista istota. Niektórzy opisują ją jako wysokiego, pięknego anioła, inni mówią o Jezusie Chrystusie lub po prostu o kuli jasnego, ciepłego światła.


FILM O ŻYCIU
Kolejny element doświadczeń z pogranicza śmierci, który występuje w niemal każdej relacji to film z życia umierającego. W ciągu krótkiej chwili przed jego oczami przesuwają się sceny z wczesnego dzieciństwa, młodości, czasów współczesnych. Wspomnienia miłe i przykre, takie, z których można być dumnym lub się ich wstydzić. "Film" trwa podobno tylko kilka sekund.


POWRÓT BLISKICH
Większość osób doświadczających śmierci klinicznej wspomina o spotkaniu ze zmarłymi bliskimi. Nie wy­glądają jak duchy znane nam z horrorów. Wyglądają tak jak wtedy, kiedy jeszcze żyli. Są uśmiechnięci, zwykle milczący, ale wytwarzają wokół siebie aurę spokoju i głębokiego wsparcia.


To zwykle właśnie zmarli bliscy zadają pytanie, które może jeszcze odwrócić los umierającego: "Chcesz wrócić?". Niekiedy nie pozostawiają wyboru mówiąc, że to jeszcze nie czas, że powrót jest konieczny. Obie­cują jednak, że jeszcze się spotkają, kiedy nadejdzie właściwy moment. Umierający zwykle nie chcą opu­ścić tego miejsca, ale jakaś siła pcha je z powrotem do fizycznego ciała. Pytanie o powrót występuje w rela­cjach osób, które wróciły. Nie wiadomo, czy ci, którzy odchodzą na zawsze też je słyszą.


Źródło: Onet.pl

sobota, 2 listopada 2013

Poznajcie Dynamo: Magician Impossible. W jaki sposób chodził po wodzie?

Steven Frayne robi wszystkie cuda znane z Nowego Testamentu. Bez najmniejszego problemu lewituje lub doprowadza do samolewitacji przedmiotów, ale gorzej, bo ostatnio pokazuje rzeczy, o których nawet.. nie chcę mówić.


Kiedy w 2011 roku telewizja Discovery zdecydowała się wyemitować serial dokumentalny "Więcej niż Magia" (w oryginale: Dynamo: Magician Impossible) o ulicznych zabawach iluzjonisty z Bradford, w pismach zajmujących się branżą telewizyjną posypały się na nią gromy. Jak można w telewizji mającej ambicje naukowe pokazywać oszusta manipulującego ludźmi? Jaki jest sens pokazywania "lewych numerów" jakiegoś hochsztaplera o zdolnych rękach robiącego kuglarskie sztuczki? Przedstawiciele telewizji razem z producentami programu wyjaśniali, że po pierwsze w żaden sposób nie pomagają głównemu bohaterowi serii, a także apelują, aby uważnie oglądać to, co robi Steven Frayne, gdyż oni sami nie potrafią tego wyjaśnić.

Występy iluzjonisty spowodowały prawdziwą burzę na stronach telewizji Discovery, a także w sieci - na tysiącach for i w serwisach społecznościowych. Także czytelnicy serwisu FN z coraz większym zdumieniem śledzą to, co pokazuje telewizja Discovery, czego dowodzi jeden z komentarzy pod tekstem opublikowanym w serwisie.
"Może piszę nie na temat. Sorry! Ale po obejrzeniu wczoraj nowych odcinków Magika Dynamo (powtórka w Niedzielę, 19h na kanale Discovery) jestem w szoku. To nie może być magia!!! ON potrafi znacznie więcej niż już słynnych Wolf Messing. Czy ma tak piękny umysł? Czy potrafi przechodzić do innych wymiarów na oczach tys. ludzi? Czy opanował fizykę kwantową do perfekcji? A może współpracuje z siłami duchowymi? Nie wierzę, żeby były to ustawki, przez kanał Discovery. Kto potrafi mi odpowiedzieć???".


Oczywiście natychmiast znaleźli się chętni do wyjaśnień, którzy sprowadzili całą sprawę do "prostych numerów". Bo wiadomo, że tu "użył żyłki", a tu użył "czegoś przylepionego do szyi". Oto przykład odpowiedzi, która pojawiła się pod komentarzem z pytaniem w sprawie Frayne'a:
"Wiele z tych rzeczy to po prostu sztuczki iluzjonisty, tak jak na przykład numer z łańcuszkiem wyciąganym przez szyję - na jednym z pokazów po wyciągnięciu łańcuszka wyszedł mu również tatuaż, czyli łańcuszek wchodzi w coś przyklejonego do szyi (zawsze najpierw schylona głowa, niby zapinanie), a potem wychodzi na zewnątrz w teatralny sposób. Tak samo numer z klaksonem, gdzie po drugim sygnale znika i przenosi się na sąsiedni budynek - gość nigdy nie pracuje w okularach, tym razem jednak tak, bo ciężko było znaleźć sobowtóra. Całość jest reżyserowana i dokładnie przygotowywana (ekipa, pięciu operatorów, producenci, kasa itp)".


Tu trzeba wyjaśnić, że w owym bezlitosnym i wykpiwającym tłumaczeniu jest dość poważna nieścisłość, a opierać się tutaj należy na wyjaśnieniach producentów, w tym także kanału Discovery, które pojawiły się w brytyjskiej prasie.
Ludzie reprezentujący kanał Discovery twierdzą, że całość produkcji robiona jest bardzo niskim budżetem, nie ma ani pięciu operatorów (jest zawsze jeden operator z kamerą, który filmuje wydarzenia dyskretnie, aby uniknąć wystraszenia uczestników), a tym bardziej nie ma żadnego reżysera. Wiele rzeczy wykonywanych przez Stevena Frayne'a jest improwizowanych i nikt z ekipy nie wie, co się będzie działo.

Oczywiście można zawsze powiedzieć, że "oszust na oszuście, a na tym oszuście jeszcze jeden oszust", ale w każdym razie trudno posądzać kanał Discovery o jawne kłamstwa akurat w tej sprawie. Gdyby bowiem okazało się, że zgłosiłoby się do mediów owych "pięciu operatorów, reżyserów i tłumy statystów", to nie tylko skończyłaby się historia z Dynamo, ale w gruzy na wieki ległaby wiarygodność stacji Discovery, która ma znakomitą markę. Piszemy o tym po to, aby pokazać, że sprawa ze Stevenem Fraynem nie jest taka prosta, jak chciałoby wiele osób widzących w nim kolejnego iluzjonistę, prostego oszusta. Ale najpierw wyjaśnijmy niezorientowanym w sprawie, kim jest ten człowiek.

Ten trzydziestoletni obecnie Brytyjczyk urodził się 17 grudnia 1982 w bardzo ubogiej dzielnicy w Bradford w Wielkiej Brytanii. Od urodzenia zmagał się z potworną i nieuleczalną chorobą jelit (Leśniowskiego-Crohna), która sprawiła, że jedzenie sprawiało mu ogromny ból. Ubocznym skutkiem tej choroby i ogólnego niedożywienia było to, że od dziecka jest bardzo drobnej postury (waży ok. 50 kilogramów). W szkole z tego powodu był ciągłym obiektem ataków ze strony rówieśników, którzy zabawiali się w dość okrutny sposób - wsadzali go do kosza na śmiecie i zrzucali z pagórka. Z pomocą przyszedł mu jego dziadek, który od dzieciństwa zajmował się magią. Nauczył swojego wnuka pewnej sztuczki polegającej na tym, aby nagle stać się "nieskończenie ciężkim" dla wszystkich innych ludzi, aby żaden z rosłych osiłków nie był w stanie podnieść go do góry nawet o milimetr (ten numer Frayne zrobił kilka razy także podczas swoich programów "Więcej niż magia", emitowanych w telewizji Discovery). Sposób ten okazał się bardzo skuteczny i rówieśnicy ośmieszeni owym pokazem szybko dali mu spokój. Steven Frayne jednak na tym nie poprzestał i zaczął trenować pod okiem dziadka rozwijając swoją "siłę".

Po pewnym czasie był w stanie przesuwać przedmioty, a także czytać "ludzkie myśli", co wywoływało obłędne zdziwienie połączone z przerażeniem u testowanych w ten sposób przez niego ludzi. On jednak zauważył, że można iść "krok dalej". Na ulicach Bradford zaczął robić tak zwane "sztuczki karciane", które narobiły mu ogromnego rozgłosu w całej Wielkiej Brytanii dzięki serwisowi YouTube. Na czym polegały owe "sztuczki"? Głównie na tym, że bezbłędnie odgadywał kartę, którą z talii wyciągnie przypadkowo poznana na ulicy osoba, ale także zanim ona dotknęła talii kart mówił, jaką kartę "pomyślał sobie" taki człowiek, a to wywoływało u uczestnika "karcianej sztuczki" już nawet nie zdziwienie, ale nawet często chęć ucieczki. Dlaczego? No bo przecież nie można czytać ludzkich myśli! Ale Steven Frayne ciągle robił postępy i ciągle rozwijał swoje umiejętności.

Jednak Sekret chodzenia po wodzie przez popularnego iluzjonistę, Stevena Fraynea znanego jako Dynamo, ujawniony. Magika skompromitował amatorski film nagrany przez jednego z gapiów i wrzucony na serwis YouTube.
Wreszcie, wiarygodność spaceru została podważona przez amatorski film nagrany przez jednego z gapiów, który wrzucił swoje nagranie na serwis YouTube. Widać na nim, jak policjanci płynący po iluzjonistę pomylili trasę i zawadzili motorówką o niewidoczną platformę, po której poruszał się magik. Był to prawdopodobnie płat szkła akrylowego umieszczony kilkanaście centymetrów pod taflą wody.

Warto dodać, że trick został humorystycznie zaprezentowany także przez Jeremy’ego Clarksona w programie „Top Gear” oraz Davida Duchovny’ego w jednym z odcinków serialu „Californication”.
Poniżej telewizyjna relacja wydarzenia, amatorskie nagranie dekonspirujące Dynamo, a także film instruktażowy wyjaśniający sekret sztuki „chodzenia po wodzie”.





Źródło: Onet.pl oraz Youtube.com

czwartek, 31 października 2013

Niezwykłe ciekawostki o Halloween

Garść ciekawostek i nieznanych faktów dotyczących Halloween:

1. W Irlandii Halloween jest świętem państwowym.
_______________________________________
2. Szacuje się, że w tym roku wydatki związane z Halloween wyniosą 8 mld dolarów.
_______________________________________
3. Gdy zbliża się Halloween, wiele schronisk dla zwierząt nie zezwala na adopcję czarnych kotów. Bierze się to z obawy, że mogą być one torturowane lub ktoś wykorzysta je do przeprowadzania rytuałów.
_______________________________________
4. Nazwa Halloween prawdopodobnie pochodzi od wyrażenia All Hallow′s Eve - wigilia Wszystkich Świętych.
_______________________________________
5. Tradycyjnym daniem jest w tym dniu Barmbrack - słodki chleb z rodzynkami. Może zawierać wewnątrz różne przedmioty, będące rodzajem wróżby.
_______________________________________


6. Największa dynia świata ważyła prawie 850 kilogramów.
_______________________________________
7. W Nowym Jorku z okazji Halloween organizowane są homoseksualne parady, najbardziej znana odbywa się w dzielnicy Greenwich Village.
_______________________________________
8. Tysiące ludzi cierpi na samhainofobię, czyli strach przed Halloween.
_______________________________________
9. Skąd się wzięła wydrążona dynia? Dla irlandzkich chłopów oznaczała błędne ogniki uważane za dusze zmarłych.
_______________________________________
10. Halloween jest po Bożym Narodzeniu zarówno najbardziej popularnym jak i dochodowym świętem.
_______________________________________


11. Halloween to w Irlandii ostatni dzień na zrywanie dzikich owoców - panuje przesąd, że po 1 listopada nie należy tego robić, gdyż owoce mogą być zatrute.
_______________________________________  
12. Trudno wyobrazić sobie to święto bez Candy Corn, czyli cukierków w kształcie ziaren kukurydzy. Każdego roku sprzedaje się ich ok. 9 000 ton. Cukierek ma nawet swoje oficjalne święto, ustanowione na dzień przed Halloween.
_______________________________________
13. Do Ameryki Północnej Halloween zawitało w wieku XIX, do Polski - na początku lat 90.
_______________________________________
14. Największą popularnością wśród słodyczy cieszy się w tym dniu Snickers. Za nim kolejno: Reese's, Kit-Kat i M&M's. Największa sprzedaż słodyczy w ciągu roku przypada na 28 października.
_______________________________________
15. Halloween ma swoje trzy tradycyjne zabawy: łapane jabłek w miednicy z wodą za pomocą zębów, przeskakiwanie przez świeczki ustawione na ziemi oraz wrzucanie orzecha do płonącego ogniska.
_______________________________________


16. W Hollywood za używanie lub nawet posiadanie serpentyny w sprayu podczas tego dnia grozi grzywna w wysokości 1 000 dolarów.
_______________________________________
17. Seria amerykańskich horrorów "Halloween" liczy dziesięć filmów, w tym dwa remake′i. Co ciekawe, Michael Myers, zbiegły pacjent szpitala psychiatrycznego, jest czarnym charakterem we wrzystkich częściach oprócz trzeciej.
_______________________________________
18. Legenda głosi, że jeśli zobaczymy w Halloween pająka, będzie to czuwający nad nami duch bliskiej osoby.
_______________________________________
19. Noc z 31 października na 1 listopada jest rówież ważnym świętem w Kościele Szatana - to m.in. dlatego kościół rzymskokatolicki potępia Halloween.
_______________________________________
20. W Alabamie nie można przebierać się za duchownych.
_______________________________________
21. Rzadko zdarza się, aby podczas Halloween wystąpiła pełnia księżyca. Najbliższe takie wydarzenie nastąpi w 2020 roku. Wcześniej taka sytuacja miała miejsce m.in. w 1925, 1944, 1955 i 1974 r.
_______________________________________
22. Pierwotnie na Halloween wydrążano nie dynie, ale... rzepy.
_______________________________________
23. Dynie zazwyczaj są koloru pomarańczowego, ale mogą być też zielone, białe, czerwone i szare.




Źródło: stacjakultura.pl oraz joemonster.org

wtorek, 29 października 2013

Zagadka rozwiązana - YETI TO... NIEDŹWIEDŹ!

Doniesienia o tajemniczym "Człowieku śniegu" rozpalają ludzką wyobraźnię od XIX wieku. Badacze z uniwersytetu w Oxfordzie odkryli, że stworzenie wywodzi się od przodka niedźwiedzia polarnego.


Yeti to wysoka człekokształtna istota o masywnej sylwetce i ciele pokrytym futrem, najczęściej brunatnym, choć niektórzy świadkowie mówią również o rudym lub srebrnym umaszczeniu. Ten typ hominida widziany był w Himajach oraz na Syberii, daleko od ludzkich siedzib. Kryptozoolodzy sugerowali, że jest to krewny człowieka - zaginione ogniwo ewolucji lub potomek Neandertalczyka. Okazuje się jednak, że "człowiek śniegu" jest nieco mniej niesamowity.

Zespół oxfordzkich badaczy, pod przewodnictwem profesora Bryana Sykesa, postanowił dogłębnie przebadać próbki sierści należącej do Yeti. Mieli do dyspozycji dwa materiały pochodzące z Himalajów: jeden znaleziony w miejscowości Ladakh oraz drugi z Bhutanu. Porównanie genomu tajemniczego stworzenia z DNA zwierząt zebranych największej bazie gatunków dało zaskakujące rezultaty - materiał genetyczny Yeti w 100% pokrywa się z tym należącym do żyjącego ponad 40 tysięcy lat temu przodka niedźwiedzi polarnych. Sykes sugeruje, że Yeti może być hybrydą powstałą w wyniku krzyżowania się potomków starożytnego niedźwiedzia polarnego i niedźwiedzi brunatnych.

Choć zagadka Yeti wydaje się być rozwikłana, na świecie są jeszcze inne hominidy, których rodowodu nadal nie znamy. Są to między innymi autralijski Yowie oraz amerykański Sasquatch. Czy któryś z nich może być spokrewniony z człowiekiem?




Źródło: Onet.pl

sobota, 26 października 2013

FILM! Kosmici w telewizji!

W niedzielę 26 listopada 1977 roku o godzinie 5:10 wieczorem w Wielkiej Brytanii tajemniczy głos przedstawiający się jako "Vrillon z Asztarskiego Dowództwa Galaktycznego" nadał na żywo nielegalny przekaz podczas wieczornego serwisu informacyjnego.




Transmisja trwała ponad pięć minut. Zagadkowy elektroniczny głos - któremu towarzyszył dziwny pulsacyjny dźwięk, pogłos i usterki techniczne - zagłuszył normalny przekaz dźwiękowy, by odczytać długie, skierowane do widzów ostrzeżenie przed nadciągającą globalną katastrofą, do której obecnie zmierza ludzkość (nie spowodowało to usterek w obrazie, zaś nielegalna transmisja głosowa zastąpiła ścieżkę audio sygnału TV).
Pod koniec nagrania słyszymy coś, co znawcy nazywają "łajdacką transmisją", czyli fragmenty dialogu z kreskówki, muzykę z "Looney Tunes", odgłos eksplozji, dziwny świergot i inne odgłosy.

Nielegalna audycja była badana przez znawców, którzy nie mogli ustalić źródła sygnału lub tego, kto go nadał. Przyjęto, że audycja byłą żartenm przygotowanym przez kogoś, kto nadał sygnał wystarczająco silny, aby zagłuszyć transmitery sygnału VHF, ale przez ostatnie 30 lat nikt się nie przyznał do takiej transmisji (moje własne śledztwo w sprawie tego incydentu ujawniło nie posiadającą nazwy podejrzaną grupę studentów, nie ma jednak dowodu, który potwierdziłby moje podejrzenia. Innym podejrzanym był człowiek posiadający kontakty w brytyjskim ministerstwie łączności, znany jako "Cosmic Cowboy", otoczony grupą przyjaciół. Obecnie nie potwierdzono ani jednego ani drugiego podejrzenia).

Później potwierdzono, że pięć głównych transmiterów zostało zagłuszonych jednocześnie, przy czym było to raczej spektakularne, gdyż takie zagłuszenie wymagałoby znacznej mocy transmisyjnej i dobrej koordynacji naziemnej. Zdarzenie wywołało gdzieniegdzie panikę wśród ludzi, którzy wierzyli, że transmisja pochodziłą od obcej cywilizacji. Ponieważ zdarzenie miało miejsce 30 lat temu, uleciało już ono z pamięci większości ludzi i pozostaje w sferze zainteresowań osów badających historię UFO.
Osoby (lub bytu) odpowiedzialnej za transmisję nigdy już więcej nie usłyszano.


Oto pełne tłumaczenie wypowiedzi nadanej podczas transmisji:

"Oto głos Vrillona, reprezentanta Asztarskiego Dowództwa Galaktycznego, przemawiającego do was. Przez wiele lat widzieliście nas jako światła na niebie. Przemawiamy do was w pokoju i mądrości, tak jak to zrobiliśmy już z waszymi braćmi i siostrami na całej planecie Ziemi.
Przybywamy, aby was ostrzec przed celem waszego wyścigu i waszego świata, możecie więc przekazać swoim towarzyszom kurs, jaki musicie obrać, aby uniknąć katastrofy, jaka grozi waszemu światu i istnieniom w naszych światach, znajdujących się wokół was. Jest to porządek, jaki możecie podzielić w wielkim przebudzeniu, gdy planeta wchodzi w Nową Erę Wodnika. Nowa Era może być czasem wielkiego pokoju i ewolucji waszej rasy, ale tylko wtedy, gdy wasi władcy przestrzegą was przed złymi siłami, które mogą przyćmić wasz rozsądek.
Pozostańcie i słuchajcie, bo wasza szansa może się więcej nie powtórzyć.
Cała wasza broń zła musi zostać usunięta. Czas na konflikt już minął i rasa, której jesteście częścią, może was wynieść na wyższy poziom rozwoju, jeśli okażecie się tego godni. Macie jednak mało czasu, aby nauczyć się wiecznego życia w pokoju i dobroci.
Małe grupy na całej planecie uczą się tego i istnieją po to, aby wstąpić do światłości wschodzącej Nowej Ery. Możecie te nauki zaakceptować lub odrzucić, ale tylko ci, którzy uczą się wiecznego życia w pokoju, przejdą na wyższy poziom rozwoju duchowego.
Słuchajcie teraz głosu Vrillona, reprezentanta Asztarskiego Dowództwa Galaktycznego, przemawiającego do was. Miejcie również na uwadze to, że na waszym świecie działa wielu fałszywych proroków i przewodników. Oni wysysają waszą energię - energię zwaną przez was pieniędzmi, i wykorzystają ją w złych celach i oddadzą wam bezwartościowe odpady.
Wasz wewnętrzny duch ochroni was przed tym. Musicie się nauczyć czułości na głos wewnętrzny, który może wam powiedzieć, jaka jest prawda oraz jakie jest zamieszanie, chaos i nieprawda. Nauczcie się słuchać głosu prawdy, który znajduje się wewnątrz was, a wyprowadzicie swoje jestestwa na ścieżkę rozwoju.
Oto nasza wiadomość dla naszych drogich przyjaciół. Widzieliśmy wasz wzrost przez wiele lat, wy zaś obserwowaliście na niebie nasze światła. Wiecie, że jesteście tutaj i że na Ziemi i wokól niej istnieje więcej istot, niż wydaje się waszym naukowcom.
Jesteśmy głęboko zainteresowani wami i kierunkami waszej ścieżki do światła i zrobimy wszystko, by wam pomóc. Nie lękajcie się, próbujcie tylko poznać swoje jestestwa i żyjcie w harmonii ze ścieżkami waszej planety Ziemi. My, z Asztarskiego Dowództwa Galaktycznego, dziękujemy wam za uwagę. Obecnie opuszczamy wasz plan istnienia. Możecie otrzymać z mosmosu błogosławieństwa najwyższej miłości i prawdy."

___________________________________________
OBEJRZYJCIE CAŁY FILM KONIECZNIE!



Źródło: www.paranormalium.pl

czwartek, 24 października 2013

FOTO! Chemtrails - tajemnicze smugi na niebie


Już jako dzieci przyzwyczailiśmy się do widoku smug kondensacyjnych pozostawianych przez lecące wysoko nad naszymi głowami samoloty odrzutowe. Zjawisko to powstaje poprzez skroplenie pary wodnej utrzymującej się w powietrzu w stanie przechłodzonym na wysokości kilku kilometrów nad ziemią. Dzięki aerozolowi jakim są spaliny, para wodna wytrąca się w postaci kropelek, po czym natychmiast zamarza.


Nikogo ten widok nie dziwił, aż do końca ubiegłego stulecia, kiedy zauważono, że smugi pozostawiane przez niektóre samoloty odbiegały wyglądem od tych, do których zdążyliśmy się wszyscy przyzwyczaić.
Od pewnego czasu ludzie w wielu miejscach na świecie zaczęli obserwować na niebie dziwne, charakterystyczne, gęste białe smugi, które pozostawały w powietrzu przez wiele godzin. Nie były to jednak te same smugi kondensacyjne, które wszyscy znamy.
W wielu przypadkach tworzyły one na niebie wzór w kratkę lub dryfowały równolegle do siebie. Wyglądały one podobnie do zwykłych smug, lecz “wisiały” i “ciągnęły” się po niebie, tworząc formacje podobne do chmur cirrusów, ale najczęściej tworzyły się niżej niż zwykłe cirrusy. Poza tym zauważono również, że padające na nie światło słoneczne załamuje się podobnie jak w plamie ropy – następuje zjawisko refrakcji światła, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy.

„Nowe smugi” układają się w zauważalne wzory, najczęściej krzyżują się pod różnymi kątami, tworząc szachownice, zachodzą na siebie, przecinają się, etc. Po pewnym czasie smugi zaczynają opadać i rozprzestrzeniać się, tworząc efekt zamglonego nieba. Co ciekawe, niektórzy mieszkańcy terenów, nad którymi rozpylono tajemnicze smugi, zaczęli skarżyć się na dolegliwości układu oddechowego, duszności, bóle głowy a nawet wysypkę. Zostało potwierdzone, że osoby, które posiadają mocny układ immunologiczny odczuwają jedynie pewien dyskomfort przez okres 1-2 dni natomiast organizmy w gorszej kondycji fizycznej doświadczają wyżej wymienionych symptomów. Ponadto pewna grupa obserwatorów broni tezy świadczącej o destrukcyjnym działaniu oprysków tylko na pewne wyselekcjonowane grupy etniczne. Ma to zapewne związek z inną teorią spiskową dotyczącą depopulacji świata.
Chemtrials, czyli smugi chemiczne są już dziś zjawiskiem powszechnym i nikomu nie trzeba udowadniać ich istnienia. Na terenie USA, Kanady, Japonii, Australii, Rosji i wielu krajów europejskich w tym również i w Polsce odnotowano setki przypadków chemicznych oprysków dokonywanych przez niezidentyfikowane samoloty. Fotoamatorzy jak i również profesjonalni fotografowie zaczęli dostarczać wiele niezbitych dowodów na istnienie chemtrails w postaci zdjęć i filmów, które można obejrzeć w internecie. Powstają specjalne strony internetowe, opisujące to zjawisko.
Coraz więcej ludzi na całym świecie zadaje sobie pytanie: Czym są charakterystyczne smugi? Do czego służą? Kto je rozpyla? Kto nas spryskuje? Kto za tym stoi?

Wnikliwi obserwatorzy tego zjawiska twierdzą, że spryskiwania dokonywane są najczęściej z samolotów wojskowych, wchodzących również w skład układu NATO. Niepokojący jest fakt, że chemtrials pojawiają się głównie nad gęsto zaludnionymi terenami bądź metropoliami i są rozpylane zarówno pod osłoną nocy jak i w dzień. Zatem jaki jest cel tego procederu? Czy jesteśmy ofiarami jakiegoś zbiorowego eksperymentu?
Na próżno będzie nam szukać odpowiedzi na te pytania u oficjalnych władz. Rządy krajów, w których dokonuje się rozpylania chemtrials milczą na ten temat i ignorują wszelkie próby uzyskania racjonalnej odpowiedzi na pytania dotyczące tego programu, choć w pewnych okolicznościach udało się dotrzeć do osób, które mogą uchylić rąbka tajemnicy. Najczęściej oficjalnym stanowiskiem władz dla wścibskich osób szukających prawdy jest wytłumaczenie o prowadzeniu przez rząd programu zwalczającego skutki globalnego ocieplenia, modyfikacji pogody lub spryskiwania terenów w celu wyeliminowania zarazków lub wirusów.
Media skutecznie omijają ten temat. Prasa unika zamieszczania materiałów dotyczących chemtrials. Jedynym źródłem informacji pozostaje internet.

Badania przeprowadzone po rozpyleniu tajemniczych smug wykazały wysokie stężenie metali ciężkich i pierwiastków w powietrzu takich jak: aluminium, rtęć, bar, glin, chrom, ołów, krzem, nikiel, cynk oraz innych środków chemicznych i radioaktywnych. Ponadto opryski mogą zawierać wirusy, bakterie, substancje krystaliczne, węgiel. Nie trzeba być naukowcem by zdać sobie sprawę jak negatywne skutki wywołują wspomniane chemikalia i metale ciężkie na organizm ludzki. Niezależni eksperci uważają, że rozpylone nad naszymi głowami aluminium może prowadzić do poważnych chorób takich jak Alzheimer, Parkinson czy Lou Gehrig oraz powodować różne inne neurologiczne schorzenia u ludzi.
Glin – przy trwałej ekspozycji powoduje zaburzenia pamięci oraz procesów myślowych, wynikiem długotrwałej akumulacji jest również choroba Alzheimera.
Bar – silnie reaguje z wodą; powoduje zaburzenia równowagi wapniowej, wypierając wapń z jego związków i wiążąc się trwalej od niego – prowadzi to do ogólnego osłabienia organizmu, szczególnie układu odpornościowego i układu ruchu – mięśni i kości.
Nikiel – silny alergen, podrażnia układ odpornościowy do gwałtownej reakcji – ostatecznie prowadzi to do jego osłabienia i ciągłych stanów nadaktywności.
Ołów – powoduje ołowicę, szczególny przypadek zatrucia metalami ciężkimi; odkłada się głównie w kościach, m.in. wypierając wapń; podobnie, jak rtęć, wykazuje tendencję do tworzenia wysoce toksycznych związków, jego akumulacja prowadzi do wzrostu ilości poronień, urodzeń z ciężkimi efektami genetycznymi i obniżonym ilorazem inteligencji.
To tylko niektóre przykłady destrukcyjnego działania rozpylanych substancji na organizm człowieka, zwierząt i cały ekosystem.






Istnieją udokumentowane fakty o przeprowadzanych przez armię USA eksperymentach na ludności cywilnej począwszy od zakończenia drugiej wojny światowej. Na przykład w 1950 roku amerykański stawiacz min rozpylił nad zatoką w pobliżu San Francisco chmury bardzo rzadkich bakterii z rodziny “serratia”. W rezultacie tego “eksperymentu” 11 osób hospitalizowano, a jedna osoba zmarła. Ofiary tego incydentu zaskarżyły rząd, w rezultacie czego wyszło na jaw, że w latach 1950-1969 dokonano około 300 podobnych testów na terenie USA. Dotarto nawet do informacji, że rozpylano zarazki nawet w takich miejscach jak nowojorskie metro czy... Pentagon! W 1972 r. rząd USA oficjalnie zaprzestał podobnych badań, jednak nieoficjalnie prace trwają nadal, tym razem stosuje się również zdobycze inżynierii genetycznej. I tak w 1986 roku filadelfijski Instytut Wistar za pomocą genetycznie zmodyfikowanego wirusa wścieklizny zaatakował argentyńskie bydło.
Ostatnią rewelacją było ujawnienie przez szwedzką działaczkę polityczną Penillę Hagberg, reprezentującą partię zielonych informacji, iż ponad wszelką wątpliwość można stwierdzić, że rozpylane smugi chemiczne stanowią bezpośrednie zagrożenie dla ludzi i zwierząt. Penilla Hagberg stała się pierwszym politykiem, który w tak zdecydowany sposób wypowiedział się na temat prawdziwego charakteru rozpylanych środków chemicznych. Hagberg potwierdziła, że w jej przekonaniu za chemtrials stoją CIA oraz amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Nietrudno się domyśleć, że w tę sprawę zaangażowany jest również szwedzki rząd, który zezwala na opryskiwania ludności cywilnej. Idąc dalej możemy łatwo dojść do wniosku, że rządy wszystkich krajów, w których dokonuje się oprysków chemtrials, są również zaangażowane w ten program.
Czy w takim razie jesteśmy świadkami ogólnoświatowego spisku wymierzonego przeciwko ludzkości? A może służymy jako króliki doświadczalne na wielką skalę?
Sporego zamieszania dokonał również doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych – John Holdren, który w czasie oficjalnego wystąpienia potwierdził poniekąd tę teorię spiskową. A dlaczego “poniekąd”? Holdren ze zrozumiałych powodów nie przyznał się do tego, że ludzie i zwierzęta są regularnie “podtruwani”, natomiast ujawnił, iż w ramach tzw. geoinżynierii prowadzone są opryski w celu walki z globalnym ociepleniem. A zatem wysoko postawiony człowiek przyznał, że zjawisko chemtrials naprawdę istnieje, choć oficjalne stanowisko władz w tej sprawie budzi wiele wątpliwości.

Cóż więc pozostaje nam, mieszkańcom niebieskiej planety? W jaki sposób możemy dociekać prawdy? Czy jesteśmy w stanie obronić się przed tym zbrodniczym procederem, który jest prowadzony rzekomo dla naszego dobra?

Nie dajmy się zmanipulować, weźmy sprawy w swoje ręce, dzielmy się naszymi obserwacjami z innymi ludźmi. Połączmy siły i powiedzmy naszym elitom STOP! Nie chcemy chemtrials na naszym niebie. Czasu zostało niewiele.






Źródło: www.dziennik.com

czwartek, 20 czerwca 2013

FILM! Martwy kosmita w Rosji

Film nie potrzebuje komentarza. A jego prawdziwość pozostawiam do Waszej interpretacji.
Prawdziwy, czy nie? Piszcie!



czwartek, 11 kwietnia 2013

I Ty możesz zostać zombie... Warto przeczytać!

Wyobraźmy sobie pasożyta, który zagnieżdża się w mózgu i ma zgubny wpływ na nasze zachowanie. Jest w stanie zmienić nasze postrzeganie własnej atrakcyjności, skłonność do irytacji lub lęku, a nawet styl ubierania się. Taki szkodnik nie tylko istnieje, ale mógł zarazić już nawet 40 procent populacji.

Prawdopodobnie najsłynniejszym przykładem owego "przeprogramowania na zombie" (czyli neuroparazytologii, by użyć właściwej nazwy) jest strategia przystosowawcza osy, która przyczepia swoje jaja do odwłoku pająka krzyżaka. Wyklute larwy wydzielają substancje chemiczne, które przemieniają pająka w zombie – przestaje on wić swą regularną pajęczynę, za to tworzy kokon utrzymujący i chroniący młode osy.

Innym "sprytnym" pasożytem jest grzyb z gatunku Ophiocordyceps. Zarażone jego zarodnikami mrówki z rodzaju Camponotus, spotykane w brazylijskich lasach tropikalnych, zaczynają chodzić chwiejnym krokiem i zbaczać ze swych wytyczonych ścieżek. Owad zostaje zmuszony do zajęcia precyzyjnie określonej pozycji – zastyga na drzewie, około 25 centymetrów nad mrówczymi szlakami, zwrócony w kierunku północnozachodnim. W samo południe wgryza się w liść, a po sześciu godzinach umiera. Kilka dni później z głowy martwej mrówki wyrasta rurka. Jest to "owoc" grzyba, który wytworzy zarodniki, a te zarażą następne pokolenie mrówek.

Podobny podstęp stosują także glisty. Jeden z gatunków, który rozmnaża się we wnętrznościach owiec, najpierw "porywa" mózg innej mrówki, programując go tak, by owad wspinał się wieczorem na szczyt źdźbła trawy i zostawał tam przez całą noc, aż pasąca się owca zje go o świcie. Jeżeli mrówka przeżyje ranek, schodzi na dół, by nie spiekło ją słońce. Pod wieczór jednak "obcy" przejmuje kontrolę i każe jej znów wejść na górę.

Nauka dopiero zaczyna badać, jak wyewoluowały tego typu zdolności pasożytów. Coraz lepiej wiemy za to, w jaki sposób organizmy te dokonują sabotażu. Profesor David Hughes, entomolog z Pennsylvania State University, odkrył, że jedna z substancji wydzielanych przez grzyb Ophiocordyceps może niszczyć mitochondria, czyli komórkowe "elektrownie" żywych istot. Kiedy szczęki mrówki zacisną się na liściu, owad nie ma już energii, by się uwolnić.

Joanne Webster, profesor epidemiologii chorób pasożytniczych w Imperial College w Londynie, wyjaśnia, że wiele pasożytów gnieździ się w mózgu, "ponieważ tam są zabezpieczone przed silną reakcją układu odpornościowego", a jednocześnie "mają bezpośredni dostęp do mechanizmów sterujących poczynaniami żywiciela".

Gospodarzami owymi bywają także ludzie, co każe zadać niełatwe pytanie: czy faktycznie kontrolujemy swoje własne zachowania? Dla przykładu, występujący u kotów domowych jednokomórkowy pierwotniak Toxoplasma gondii według szacunków zaraża w Wielkiej Brytanii rocznie aż 350 tysięcy osób. Jaroslav Flegr, profesor biologii ewolucyjnej z Uniwersytetu Karola w Pradze, który bada wpływ tego pasożyta na ludzi, twierdzi, że jego oddziaływanie zwiększa ryzyko zaburzonych zachowań takich jak niebezpieczna jazda samochodem, a nawet samobójstwo.

W przeciwieństwie do zmienionych w zombie mrówek i pająków ludzie nie są w tym wypadku celem ataku. "Toxo" może się rozmnażać tylko w jelitach kota (a nowe zarodniki wydalane są wraz z kocimi odchodami). Dlatego też pasożyt ów manipuluje mózgiem w taki sposób, by dostać się z powrotem do wnętrzności kota – co oznacza zmuszenie żywiciela do zachowań, które zwiększą szanse na jego pożarcie przez drapieżnika.
Naukowcy z Imperial College odkryli, że woń kociego moczu przyciąga zarażone Toxo szczury, zamiast je odstraszać.

Badania kalifornijskiego Stanford University ustaliły z kolei, jakie neurologiczne zmiany odpowiadają za tę anomalię. Toxo – mające postać maleńkich, jednokomórkowych cyst – gromadzą się w dwóch obszarach mózgu, kontrolujących uczucia strachu i przyjemności. Mechanizmy, które uruchamiają reakcję obronną przed zapachem kociego moczu, zostają osłabione, wydziela się za to dopamina – hormon przyjemności aktywizowany normalnie przez woń moczu samicy gryzonia. Badacze wykazali ostatnio, że DNA Toxo zawiera dwa geny przyspieszające produkcję dopaminy.

 Ludzki mózg pod wieloma względami jest podobny do mysiego i szczurzego, co sugeruje, że większa liczba wypadków samochodowych powodowanych przez osoby zainfekowane Toxo może być skutkiem wytłumienia reakcji lękowych przez  pasożyta. Podczas gdy zarażone samce szczurów wydawały się dużo atrakcyjniejsze samicom, w przypadku ludzi mamy do czynienia z efektem spotęgowania stereotypów płciowych. Zainfekowani mężczyźni stają się bardziej introwertyczni, podejrzliwi i częściej noszą pomięte, stare ciuchy, za to uczestniczące w jednym z badań zarażone kobiety przychodziły do laboratorium ubrane efektowniej niż zwykle, jak również były bardziej towarzyskie i ufne.

Czy inne drobnoustroje mogą wywoływać podobne zmiany? Jeden z głównych "podejrzanych" należy do najpowszechniej występujących na świecie zarazków – mowa o wirusie grypy. Badacze z Binghamton University w stanie Nowy Jork dokonali obserwacji zachowania 36 pracowników uczelni na dwa dni przed i dwa dni po otrzymaniu zastrzyku ze szczepionką na grypę – którą potraktowano jako substytut infekcji.

Wyniki były zadziwiające. Jak czytamy w periodyku "Annals of Epidemiology", przed szczepieniem badani wchodzili w interakcje średnio z 54 osobami dziennie, zaś po zastrzyku liczba ta wzrosła do 101. – Ludzie, którzy normalnie prowadzili dość ubogie lub monotonne życie towarzyskie – wyjaśnia jeden z naukowców – nagle doszli do wniosku, że mają ochotę iść do baru lub na imprezę. Właśnie w takich miejscach wirus może łatwo znaleźć najwięcej nowych żywicieli.

Brzmi to przerażająco, a co najmniej niepokojąco, ale badacze liczą, że dzięki poznaniu mechanizmów zarażania nauka dokona dużego postępu. Ustalenie, w jaki sposób pasożyty przeprogramowują obwody kontrolujące emocje, mogłoby na przykład pomóc w opracowaniu receptur nowych leków psychiatrycznych. Wydaje się więc, że nawet zombie bywają pożyteczne.


sobota, 16 marca 2013

FOTO! Kolejne zdjęcia duchów

Przedstawiam dzisiaj kolejne najciekawsze zdjęcia duchów.

Który z duchów wydaje się być najbardziej realistyczny?

Zapraszam do oglądania!












piątek, 8 marca 2013

Telefon z zaświatów

W listopadzie 1991 roku życie młodej nauczycielki z Indianapolis zmieniło się na zawsze. Viola Tollen odebrała tajemniczy telefon, po którym nic już nie było takie, jak dawniej. W słuchawce usłyszała głos swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Ruby McCorney zginął w wypadku samochodowym ponad 20 lat wcześniej...

Tragedia miała miejsce latem 1970 roku. Viola i Ruby byli wtedy praktycznie nierozłączni. Godzinami przesiadywali w domku na drzewie, opowiadając sobie nawzajem historie o tym, kim będą w przyszłości. Już jako 7-letnie dzieci nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Niestety sielankę przerwała nagła śmierć chłopca. Viola długo nie mogła znaleźć sobie miejsca po tej tragedii. Rodzice próbowali wszystkiego, by dziewczynka zaczęła znowu cieszyć się życiem. W końcu Viola stawiła czoła rzeczywistości. Skończyła studia, zaczęła pracę w pobliskiej szkole. To wszystko dawało jej szansę na normalne życie. I kiedy wydawało się, że kobieta nareszcie odzyskała spokój, nastąpił kolejny zwrot.

W kwietniu 1991 roku Viola Tollen zaczęła odbierać głuche telefony. Na początku podchodziła do sprawy z przymrużeniem oka. W życiu do głowy by jej nie przyszło, że to Ruby McCorney próbuje skontaktować się z nią z zaświatów. Może ze względu na to, że była nauczycielką, zdążyła przyzwyczaić się, że dzieciaki w szkole potrafią robić różne żarty, mniej lub bardziej przemyślane. I tak też początkowo interpretowała te dziwne, głuche sygnały. Z czasem jednak zaczęło jej to przeszkadzać i coraz częściej zastanawiała się, kto też może znajdować się po drugiej stronie słuchawki. Policja zlekceważyła jej zgłoszenie. Postanowiła więc wziąć sprawy we własne ręce. Zatrudniła prywatnego detektywa, który na jej polecenie miał rozwikłać nieprzyjemną zagadkę. Okazało się jednak, że sytuacja jest zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. Co stanęło na drodze do ostatecznego wyjaśnienia tajemniczych sygnałów? Detektyw Frank Dilbey zdobył billingi rozmów prowadzonych na prywatnej linii kobiety.

Po ich dokładnej analizie zaskoczenie obojga sięgnęło zenitu. Na wykazie rozmów przychodzących nie było połączeń, o których wspominała kobieta. Co tak naprawdę wydarzyło się w Indianapolis, w domu Violi Tollen? Czy faktycznie przyjaciel z dziecięcych lat próbował skontaktować się z kobietą? Jeśli tak, to dlaczego dopiero teraz? Dlaczego wcześniej, kiedy tak cierpiała nie dał jej nawet najmniejszego znaku? Czy to możliwe, by dopiero po 20 latach Ruby McCorney postanowił zburzyć spokój, na który jego najlepsza przyjaciółka tak długo czekała? A może rzeczywiście to uczniowie Violi postanowili zrobić jej taki „niewinny” żarcik? Pozostaje pytanie, jakim cudem rozmów nie zarejestrowano w ewidencji?


środa, 6 marca 2013

FOTO! Kręgi na polach - UFO?

Piktogramy pojawiają się znikąd, w ciągu jednej nocy. Tworzą niezwykłe, regularne kształty, których podobno nie można wyprodukować ludzką ręką. Kręgi i inne tajemnicze znaki na ziemi spędzają badaczom sen z powiek, a miłośnicy wyjaśnień paranormalnych chętnie odwiedzają miejsca, w których mogli pojawić się kosmici...













 I najciekawsze ze zdjęć - przedstawia ono kosmitę, a obok coś na kształt płyty, którą wielokrotnie analizowano i podobno wyczytano z jej nierówności pewną wiadomość - podobno od kosmitów...



wtorek, 5 marca 2013

"Spisek żarówkowy", czyli dlaczego Twój telewizor popsuje się zaraz po upływie gwarancji

Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego większość współczesnych produktów psuje się tuż po upłynięciu terminu gwarancji? Czy dopuszczacie taką myśl, że być może żyjemy w świecie "zaprojektowanej awaryjności”? Istnieje wiele dowodów na to, że celowym jest projektowanie produktów w taki sposób, aby po krótkim czasie użytkowania nadawały się do wymiany na nowszy model…

Telefony, pralki, lodówki, telewizory… To sprzęty, bez których nie da się dziś funkcjonować. Kilkanaście lat temu, gdy kupowało się telewizor, można było mieć pewność, że posłuży przynajmniej dekadę. Podobnie było z innymi urządzeniami. Dziś zwykle „zużywają się” one zaraz po upływie terminu gwarancji i wymuszają na nas zakup kolejnych, częstokroć droższych produktów.

Punktem wyjścia dla artykułu jest ponad 50-minutowy materiał wideo ujawniający zmowę producentów żarówek, która miała miejsce na początku XX wieku. Producenci odkryli wówczas, że wytwarzanie supertrwałych produktów zwyczajnie nie leży w ich interesie. W wyniku zmowy ograniczono trwałość żarówki z 3000 godzin żywotności do zaledwie 1000 godzin. Twórcy filmu docierają do dokumentów jasno stwierdzających istnienie żarówkowego kartelu.

Autorzy filmu wyodrębnili trzy elementy, które napędzają wzrost współczesnych gospodarek produkcyjnych. Wskazali na reklamę, zaprojektowaną awaryjność oraz ogólnie dostępne kredyty. Dzięki takim uwarunkowaniom czujemy ciągłą potrzebę kupowania nowych, lepszych produktów i możemy konsumować coraz więcej i więcej…

Anglicy dla określenia problemu użyli terminu "planned obsolescence", czyli "planowane postarzanie produktów". Choć opinia publiczna dopiero teraz poznaje tajniki tego mechanizmu, to sama idea planowanego postarzania powstała już w latach 20. minionego wieku. Powstanie społeczeństwa konsumenckiego, wraz z masową produkcją wykreowały jedno podstawowe założenie: człowiek ma być przede wszystkim konsumentem, który będzie wciąż kupować, kupować i kupować.

Podobno o wiele bardziej skomplikowane od wynalezienia żarówki było jej „zaplanowane zepsucie”, do tego stopnia, aby wypalała się po niewielkim zakresie godzin. I tak „ulepszona” żarówka weszła do masowej produkcji (podobnie uszlachetniono rzekomo nylon – oryginalny był nie do porwania, więc znów niewart wdrożenia na rynek!).

 Idea planowanego postarzania produktów nie jest obca żadnej większej współczesnej korporacji. Przykładem może być firma Apple. Bateria pierwotnie umieszczona w odtwarzaczu iPod nano 1G była obliczona na krótką żywotność. Projektanci jednak tak bardzo przedobrzyli, że część baterii przegrzewała się, a w kilku przypadkach doszło nawet do pożarów! W konsekwencji wysokiej awaryjności rząd japoński wytoczył firmie proces, który trwał prawie dwa lata. Ostatecznie Apple ugięło się i wymieniło baterie na nowe.

Jedna z koncepcji odnosząca się do zaplanowanej awaryjności nosi nazwę "teorii wybitej szyby". Mówi ona między innymi o tym, że w ten czy inny sposób wtłoczymy swoje pieniądze do gospodarki, nawet jeśli nie wydamy ich na wymianę zepsutej żarówki.

 Całe zjawisko ma rzecz jasna swoich zwolenników, jak i przeciwników. Zwolennicy strategii planowanego postarzania podkreślają korzystną rolę tego procesu dla rozwoju gospodarki. Nieustanna potrzeba wymiany sprzętu powoduje, że wciąż jest zapotrzebowanie na produkcję. Cytowany przez „The Economist” guru marketingu, Philip Kotler uważa, że „(…) proces ten jest dla konsumentów korzystny. Prowadzi on do poprawy jakości świadczonych usług i wzrostu konkurencyjności”. Dzięki temu procesowi społeczeństwo ma „w miarę równomiernie wzrastać technologicznie”.

"Spisek żarówkowy” ma też swoją drugą, ciemną stronę. W trakcie produkcji w sposób oczywisty zużywane są zasoby Ziemi, które kiedyś się wyczerpią. Ponadto niszczone jest środowisko naturalne, a w fabrykach często zatrudnia się nieletnich…

Współcześnie tworzenie solidnych, niezawodnych produktów jest po prostu dla producentów nieopłacalne. To smutna, ale prawdziwa teza. Mało który koncern utrzymałby się dziś na rynku, gdyby jego produkty były wydajne kilkanaście lat (jak np. pralka automatyczna radzieckiej produkcji, znana jako Wiatka).